środa, 2 września 2015

PROGRAM MOJE NOWE MIEJSCE NA ZIEMI "OKIEM ŻONY cz.IV"


No i minęły 3 tygodnie od mojego ostatniego wpisu i pewnie jesteście ciekawi co u mnie.

No i u mnie niestety nic…:(

Nadal siedzę w tym zapyziałym mieszkaniu i mam serdecznie dość, szczególnie, że zrobiło się ciepło, a przy naszym mieszkaniu z ekspozycją okien tylko w kierunku zachodnim jest potwornie gorąco.

Nie mogę sprzedać mojego mieszkania. Aśka mówiła, że u niej hop siup i po bólu, a u nas?

Na początku prawie codziennie prezentacja, głównie sąsiedzi, przychodzili popatrzeć jak tu ładnie mamy, bo niby dla syna szukają, albo dla ciotki, i takie tam.

Przychodziły też biura nieruchomości, twierdząc, że mają klienta od zaraz, że mam tylko umowę podpisać na pośrednictwo. U jednych mam płacić prowizję, u innych to nawet powiedzieli, że za darmo się tym zajmą. Dziwne: u nas się mówi, że za darmo to nawet bić nikt nie chce, a oni, że za darmo mi mieszkanie sprzedadzą. Mi w to graj:) Lubię nie płacić. Więc mam tych umów chyba ze 20. Już nie liczę, bo kilku agentów powiedziało tylko przez telefon, że wystawią moje mieszkanie i nie muszą przyjeżdżać – tylko żebym im zdjęcia przesłała bo te z Internetu mają logo portalu. Też dobrze. Szkoda mojego czasu.

W Internecie nagle 30 ofert mojego mieszkania. Doliczyłam się jak już je poznałam. Bo inne piętra u różnych biur, inne metraże i o zgrozo!! Inne ceny!. Nawet niższe od mojej, przecież nie sprzedam mieszkania 30 tys. taniej! Co oni powymyślali? A może się na to zgodziłam? Dziwne. Nie pamiętam.

No i kilku pośredników nawet przyszło z klientami. Jeden był bardzo wkurzający. Przyprowadził starszą panią, która cały czas mu powtarzała, że ma chore nogi i tak wysoko nie wejdzie. Okazało się, że ten agent nie wiedział, że nasze mieszkanie nie jest na parterze. Potem przyszła jakaś gwiazda z klientką która ma trójkę małych dzieci!!!! Przecież to jasne, że tu się nie pomieszczą.



I kolejny, z narzekającym małżeństwem, że nasze mieszkanie brzydkie i do remontu, a oni chcą takie ładne i odpicowane, i muszą zamieszkać od razu. A ja wszystkim mówiłam, że my musimy mieć czas, żeby kupić nowe mieszkanie. Ehhhhhhh, co za ludzie - nikt nas nie słucha – 20 biur i 20 wersji ogłoszenia. Ciężko nad tym zapanować….

Ci klienci którzy przychodzili bezpośrednio, też nie lepsi. Dzwonili pół godziny przed przyjściem a ja tu w proszku: pranie w salonie, akurat kapustę gotuję, u dzieci w pokoju armagedon. A niech przychodzą, już mi wszystko jedno. Najwyżej nie pokażę części mieszkania. Ich strata.

Jeden też przyszedł taki mądrala, i marudził, że to spółdzielcze mieszkanie i czy ja wiem czy księgę można założyć, i czy grunt jest wykupiony???!!! Poszaleli? A skąd ja mam wiedzieć? I czy to takie istotne? Mieszkanie jest własnościowe i już. Powiedział, że nie kupi jak się nie dowiem. No chyba oszalał? A kiedy ja mam to sprawdzić i gdzie? Ja tu w pracy do wieczora, dzieci ogarnąć i jeszcze mieszkania szukamy a on tu wymyśla. Nikt takich problemów nie robi.

No i na koniec ci klienci chyba z kategorii łowcy okazji – sprawiają wrażenie strasznych cwaniaków. Bardzo irytujący dzwonią i mówią, że chętnie obejrzą ,ale tylko wtedy kiedy przed oglądaniem opuszczę im 25.000zł – czy oni wszyscy powariowali. Dochodzę do wniosku, ze ten rynek nieruchomości stoi na głowie. ….

Zresztą z naszym poszukiwanie mieszkania nie jest lepiej.

Byliśmy już w różnych miejscach. Najpierw sami. Okazało się, że to nie takie łatwe. Sprzedający zaczęli cisnąć, że mamy podpisywać od razu umowę przedwstępną, przy oglądaniu mieszkania, albo jakąś blokadę – co to jest blokada? Jedyne blokady to ja kojarzę lecznicze na kolano czy bark lub te na drogach, które kiedyś Lepper robił. Ale trochę głupio pokazać, że się nie wie o co chodzi, jak to dla tych sprzedających takie oczywiste… Swoją drogą to chyba mają większe parcie na sprzedaż niż my :)

Raz staliśmy w kolejce, żeby zobaczyć „piękny, atrakcyjny apartament z przytulnym ogrodem”. Zobaczyliśmy norę do remontu z ogródkiem 20 metrowym z wypaloną trawą i krzywą tują w kącie. Masakra jakaś. Obejrzeliśmy też kilka mieszkań od deweloperów i tu też zonk: miało być pod miastem, okazało się że to 30 km od Poznania, bez szkoły, sklepów i dojazdu :(

Gorzej, że trzy razy umówiliśmy się z różnymi osobami na to samo mieszkanie, które ze zdjęć i opisu wyglądało zupełnie inaczej…. Już mi sił brakuje.

Dobrze, że dziś piąteczek, piątunio.. Jedziemy do Aśki na grilla i pogadamy jak oni to ogarnęli.

Aśka mówi, że to proste jak drut. Poznała kiedyś jedną Panią z biura nieruchomości i szybko złapały wspólny język. Umówiły się na kawę i długo rozmawiały o Asi mieszkaniu i o tym czego potrzebują.

Dogadały się na wyłączność. Pośredniczka przyjechała, pomogła uporządkować mieszkanie i zrobiła fajne zdjęcia. No masakra, Aśka mi je pokazała. Przecież znałam ich mieszkanie. To była dziura, a na zdjęciach wygląda nie do poznania. Podobno pośredniczka poradziła im co mają zmienić, naprawić. Zostawiła też instrukcję, co robić jak przyjdą klienci. Oczywiście umówieni z dużym wyprzedzeniem . Żadnego zaskoczenia.

I mówi, że już druga, oglądająca para się zdecydowała. Marzenie:)

Z tą samą Panią pośrednik pojechali oglądać swoje przyszłe mieszkanie. Obejrzeli 5 ofert. Wszystkie spełniały ich oczekiwania. I mieli problem co wybrać, ale ta Pani podobno im pomogła, doradziła, bo już znała ich potrzeby. Dokładnie przeanalizowali wszystkie oferty i wybrali tę właściwą, wymarzoną.

I ja już też wiem jakie mam potrzeby. Zmieniam strategię. Zabrałam kontakt do tej Pani. Zaraz dzwonię i powiem, że chcę tak jak Aśka mieć.

I trudno, zapłacę za mój święty spokój. Tylko jak znam życie nie odbierze telefonu. Ci pośrednicy tak mają.

Dzwonię: po trzecim dzwonku… Odbiera!!!! No i działamy!!!!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz